Matow nie mam za duzo w mojej kolekcji a ta paletka wydala mi sie idealnym uzupelnieniem.
Urban Decay i kolejna z palet czyli Naked Ultimate Basics to 12 matowych cieni zamknietych w plastikowej kasetce z lusterkiem i dwustronnym pedzelkiem, ktory jak wiadomo albo sie przydaje albo nie. Jedyny cien, ktory nie do konca jest cieniem matowym to Blow, ten ma w sobie cos z perly albo satyny.
Zestaw cieni taki uniwersalny, spokojny i zrownowazony... idealny na dzienne makijaze ale poniewaz cienie sa dobrze napigmentowane, bo mozna tez wyczarowac cos mocniejszego.
Kazdy cien ma swoja nazwe, mamy to podane pod cienami oraz na opakowaniu, wiec nie bede ich wszystkich wymieniac. 12 cieni kazdy po 1.2g wyprodukowane w stanach.
Jak juz pisalam wyzej pigmentacja jest bardzo przyjemna, szczegolnie przy matowych cieniach czesto jest tak, ze fajnie wygladaja w kasetce a potem nic na oku nie widac. Tu raczej nam to nie grozi, choc wiadomo, ze te jasne kolory nie beda zbyt widoczne.
Swatche zrobione w swietle dziennym bez flesza, jak widac kolory prezentuja sie interesujaco. Z tym, ze najlepiej naklada sie je wlasnie tym zalaczonym pedzelkiem i ogolnie dobrze wspolpracuja z syntetycznym wlosiem. Dobrze sie nakladaja i rozcieraja... ogolnie jestem bardzo zadowolona.
Taki tam zwyklaczek na szybko... bardzo przyjemnie sie tymi cieniami maluje. I bede po nie dosc czesto siegac. Trwalosc makijazu to wiadomo kwestia indywidualna, na bazie trzyma sie calkiem dobrze... to tez zalezy od bazy.
Na pewno warto jej sie przyjrzec z bliska :)